Na spacerach spotykamy różnych ludzi. Niestety dosyć często widzimy kogoś stojącego ze zwiniętą smyczą w rękach lub palącego papieroska, wpatrującego się z uwielbieniem i dumą w swojego pieska biegającego jak szalony po parku, łące czy lesie.
– Piękny! Prawda? – zagaduje nas szczęśliwy opiekun latającego piesła – Ale piesek musi się wybiegać!
Patrzy na nas, całe towarzystwo na linkach z amortyzatorem, czasem wyrywające się na widok biegającego w oddali pupilka i pyta: – Wasze psy nie są puszczalskie?
Są puszczalskie, nawet za bardzo, ale o tym później.
Co ciekawe w tym wyświechtanym zdaniu Piesek musi się wybiegać! jest 100% racji. Jednak w wielu miejscach pies nie powinien biegać samopas, ale o tym decyduje wyłącznie opiekun. Chyba, że pies uciekł i ugania się za swoimi marzeniami. Wyprowadzanie psów na spacer wydaje się banałem, ale jak się okazuje temat na tyle ciekawy, że postanowiliśmy podzielić go na dwie części. Nie poruszamy zbyt mocno kwestii krzywdzących psiarzy przepisów, które regulują w wielu miejscach sposób spacerowania. Będziemy się nieco pastwić nad ludzką bezmyślnością i głupotą, ale zastanowimy się także, gdzie psy mogą bezpiecznie pobiegać, gdzie absolutnie nie powinny, a gdzie faktycznie hasają najczęściej. Do tego komentarz behawiorysty o szkoleniu psów w otwartej przestrzeni, a na końcu kilka gorzkich słów o konsekwencjach spuszczania psów w terenach wiejskich i leśnych.
Pies w drodze ewolucji został wyposażony przez matkę naturę w nogi, często umożliwiające mu zdobycie pożywienia (polowanie), a niejednokrotnie ratujące mu zwyczajnie dupsko, pomagając skutecznie w ucieczce. Oprócz tego większość psów uwielbia biegać, ponieważ w trakcie tej czynności w ich mózgach ( u ludzi jest identyczny mechanizm) wytwarza się endokannabinoid – substancja, która powoduje zbliżone odczucia, jak podczas palenia marihuany. Euforia i uczucie szczęścia to forma nagrody od natury za wysiłek w trakcie biegania. Współcześnie większość psów nie musi polować – mają michę od człowieka, ani tak często uciekać przed drapieżnikiem – chyba, że są puszczane, żeby się wybiegały 😉
Psy towarzyszą nam w każdych warunkach bytowych, miejskich, wiejskich, a nawet podróżują z ludźmi jak Diuna i Wataha 3wilki.pl. Szybko adaptują się do nowych warunków i prowadzą zbliżony tryb życiowy do opiekuna. Zawsze jednak powinniśmy mieć na uwadze dobro naszych podopiecznych i zapewnić im minimalną, dzienną dawkę ruchu, nawet gdy sami nie jesteśmy super aktywni.
W mieście jest zdecydowanie mniej przestrzeni, gdzie można poruszać się swobodnie z psami, a do tego coraz więcej zakazów dla psiarzy. W momencie pisania tego tekstu media nagłośniły mocno sprawę łamania prawa dotyczącą zakazów wprowadzania psów do parków, zielonych skwerów, a nawet trawników osiedlowych. Trzymamy kciuki z tego obrotu sprawy, ponieważ czasem również czujemy się dyskryminowani i mamy do tego pełne prawo. Urzędnicza indolencja w Polsce nie zna granic. Myślenie nie jest w cenie, a najprostszym sposobem jest zakaz. O zakazach wprowadzania psów do Parków Narodowych już nie wspominamy. Przy tego typu sporach staramy się podjeść do tematu z dwóch stron, gdyż sedno tkwi gdzieś pośrodku. Część zakazów może wynikać z faktu, że parkowi bywalcy mają często do czynienia z psami biegającymi luzem. Na dokładkę należy dorzucić notoryczny brak sprzątania kup po swoich pupilkach, strach spacerowiczów przed psami jako takimi, a na deser przewrażliwionych rodziców małych pociech, którzy mają nasze zwierzęta za bajkowe wilki z czerwonego kapturka. W takich miejscach nie puszczalibyśmy ruchliwego i szybkiego psa luzem. Mając na względzie przede wszystkim jego dobro warto przemyśleć, czy częste spuszczanie go w dużej aglomeracji z ruchliwymi ulicami, pełnych pędzących aut ma większy sens. W miejskiej przestrzeni powinny być miejsca przyjazne dla psów, bezpieczne i nie przeszkadzające innym mieszkańcom. Tam gdzie mamy wspólnie funkcjonować ( psiarze kontra reszta świata ) trzeba ustalić sprawiedliwe reguły, przestrzegać ich, a łamanie przepisów i zwykłą głupotę tępić i piętnować. Choćby w taki sposób, jak robimy to w tym tekście.
Smycz, czy też linka nie jest jakimś średniowiecznym narzędziem tortur. Spotkaliśmy się z uwagami, że trzymając psa cały czas na smyczy ograniczamy mu wolność… Jakby pies był jakimś dziko żyjącym rysiem lub wilkiem, albo innym gatunkiem zagrożonym wyginięciem. Otóż, mili Państwo, pies nie jest gatunkiem zagrożonym, a pełną odpowiedzialność za jego los ponosi opiekun. Podstawą jest wychowanie psa choćby w minimalnym stopniu. Trzymając psa na smyczy mamy nad nim dużą kontrolę. Spuszczając z linki, nie dość, że ją tracimy, to jeszcze narażamy psa na spotkanie innych psów. Jedne są bardziej socjalizowane inne mniej i nie możemy przewidzieć do końca co się wydarzy. Trzeba również pomyśleć o naturze, czyli popędzie seksualnym zwierząt. Jednym z instrumentów kontroli popędu jest ukierunkowane szkolenie, ale nie planując zarejestrowanej, w pełni świadomej hodowli psów warto poważnie przemyśleć zabieg kastracji/sterylizacji. Cieczka suki w okolicy, jak większość psiarzy doskonale wie, jest częstą przyczyną ucieczek, czy braku posłuszeństwa u psów, nawet dobrze ułożonych i po szkoleniach. Takich oraz podobnych pokus dla psów w otwartej przestrzeni jest bardzo dużo.
To spacer tylko na smyczy i w ogóle nie spuszczać psa?
Oczywiście, że nie. W praktyce wygląda to tak, że co bardziej świadomi opiekunowie przeznaczają więcej czasu na spacer. Szukają ustronnych miejsc, gdzie jest mniej ludzi i psów, a często pory wyjść są bardzo wczesne lub późno nocne. Idealnie byłoby spuszczać psa w na terenie zamkniętym i ogrodzonym. W aglomeracjach miejskich powstaje coraz więcej wybiegów dla psów, co prawda to kropla w morzu potrzeb, a do tego wzbudza kontrowersje u samych psiarzy. Część z nich obawia się tych miejsc, ponieważ strach przed innymi psami, czy pogryzieniami bierze górę. Tutaj kłania się praca nad swoim psem oraz socjalizacją. Psy są zwierzętami stadnymi i z gruntu lubią swoje towarzystwo. Częste kontakty z innymi psami i ludźmi, spacery, dogtrekkingi oraz właśnie rzeczone parki z wybiegami są idealnym miejscem do tego. Na zupełnie otwartą przestrzeń łatwiej puszczać psa, który bardzo dobrze reaguje na komendy i mamy nad nim sporo kontrolę.
Pod tym kątem zapytaliśmy o opinię behawiorystę i dogoterapeutę dr Monikę Niewiadomską.
Często słyszymy, że w obecnych trendach szkoleniowych psów kładzie się większy nacisk na naukę pracy z psem bez smyczy. Czy pies szkolony w ten sposób ma mniejsze, czy też rzadsze skłonności do ucieczek? Oczywiście wiemy, że wiele zależy od samej rasy, tak jak w przypadku psów pierwotnych – np. nasze psy w typie rasy siberian husky, ale jakie są ogólne trendy w tym zakresie?
Aktualnie jest rzeczywiście trend nauczania i szkolenia psa bez smyczy. Jest to związane głównie z tym, iż w najnowocześniejszych trendach szkoleniowych szczególną uwagę zwraca się na pozytywne metody szkolenia psów. Czyli głównie nagradzamy. W behawioralnym ujęciu pozytywne szkolenie to R+, czyli dajmy psu coś dobrego np. smakołyk, oraz P-, czyli zabieramy coś przyjemnego np. uwagę, ignorujemy psa.
Jest to super metoda, ponieważ pies nie stresuje się, doświadcza pozytywnych wzmocnień, następuje budowanie więzi z właścicielem. To na pewno wolniejszy i mozolniejszy proces szkolenia psa niż tradycyjne metody (np. szarpanie psa na smyczy, karcenie), ale w końcowym efekcie daje nam znaczenie lepszy rezultat. Szkolenie bez smyczy daje takie możliwości i pozwala właśnie uniknąć karania psa, które jest bardzo często stosowane przez właściciela w sposób nieświadomy ( wspomniane szarpanie na smyczy w celu odciągnięcia itp.) Szkolenie pozytywne powinno odbywać się początkowo w warunkach bez tak zwanych „rozpraszaczy”, na terenie zamkniętym, czyli bez czynników i osób, które zaburzały by koncentrację psa. Wraz z postępami wprowadzamy tzw. czynniki rozpraszające najpierw w dużej odległości, a następnie zmniejszamy stopniowo ten dystans.
Szkolenie psa bez smyczy moim zdaniem nie ma jednak nic wspólnego ze skłonnościami do ucieczek. Skłonności do ucieczek mają psy które są trzymane na smyczy i zupełnie nie mają możliwości wybiegać się, oraz psy, które jako przedstawiciele swoich ras mają w łańcuchu łowieckim wzmocnioną pogoń, czyli np. psy myśliwskie. Ogniwo to u niektórych psów jest tak silnie wzmocnione, że pies łatwo ulega pobudzeniu i prezentuje właśnie skłonności do ucieczek. Stąd też problem w lesie. Instynkt niektórych psów jest tak silny, że w momencie, gdy zwietrzą zwierzynę uruchamia się cześć łańcucha łowieckiego pogoń- chwycenie. W takiej sytuacji nawet super wyszkolony pies ulegnie instynktowi. Nie ma się co dziwić, ponieważ tak została stworzona dana rasa. Przykładowo husky w/g Coppingera wywodzą się od psów „pasących przy nodze”, gdzie wzmocniona jest właśnie pogoń i chwycenie (namierzanie-wypatrywanie-podkradanie-pogoń—chwycenie/ugryzienie-zabicie/rozszarpanie-zjedzenie). Stąd problemy pogoni za zwierzyną.
Kolejne pytanie. Pies nauczony komend, np. przywołujących, w warunkach domowych może zupełnie inaczej reagować na nie w otwartej przestrzeni. Kusi go wiele atrakcji – dzika zwierzyna, zapachy, inne psy biegające luzem. Są jakieś sprawdzone sposoby na pracę w takich warunkach?
Podobnie jak w pytaniu pierwszym, szkoląc psa metodami pozytywnymi w warunkach idealnych dla szkolenia, czyli bez czynników rozpraszających mamy doskonałe efekty. Problem zaczyna się, gdy przeniesiemy szkolenie na otwartą przestrzeń. Mamy tutaj mnóstwo rzeczy interesujących i atrakcyjniejszych dla psa niż my sami. Tutaj trzeba mieć psa pod kontrolą. Co może nas spotkać? Czasem klęska, np. uczymy psa przywołania na otwartej przestrzeni, on jednak się nie posłucha i pobiegnie do idącej w oddali kobiety, a ona jeszcze go pogłaszcze. W takiej sytuacji ( a zdarzają się one bardzo często) jesteśmy na pozycji przegranej. Wołając wtedy psa, psujemy sobie komendę (uczy się, że i tak się nic nie stanie, jak do nas nie wróci), a na koniec zostanie jeszcze pogłaskany, czyli w myśleniu psa otrzyma nagrodę. Jest to dla naszego czworonoga dużym wzmocnieniem i jest spora szansa, że takie zachowanie będzie przez psa powtarzane. Najlepszym rozwiązaniem w etapie szkolenia psa, gdy wychodzimy na otwartą przestrzeń jest taśma treningowa (10- 15 metrowa). Pies ma poczucie, że biega luzem, a prawda jest taka, że mamy go pod stałą kontrolą. W przypadku braku reakcji na przywołanie przydeptujemy taśmę, co uniemożliwia mu dalsze biegnięcie w przeciwna stronę. Należy wtedy zawołać psa zachęcająco i nagrodzić po przyjściu. W ten sposób pies uczy się, że musi przyjść, nie kojarzy właściciela z taśmą tylko z nagrodą, którą otrzymał za pożądane zachowanie. Innym sposobem jest również wypracowanie zabawki, tak by stała się ona mega atrakcyjna dla psa. Jest to jednak możliwe tylko z niektórymi psami i niektórymi rasami.
W następnej części skupimy się nad sposobami zapewnienia psu odpowiedniej dawki ruchu bez częstego spuszczania ze smyczy. Przyjrzymy się także, jak wygląda życie psów pod miastem, na wsi oraz jak może się skończyć typowa wycieczka z czworonogiem do lasu.
TUTAJ CZĘŚĆ DRUGA: Piesek musi się wybiegać – a może na smyczy?
Tekst: Piotr Rukat 2015
More from Aktualności
Wilki cierpią od chorób odkleszczowych
Wykorzystując metody molekularne naukowcy potwierdzili, że wilki w Polsce zarażają się różnymi patogenami roznoszonymi przez kleszcze. Najczęściej obecny jest u …
Terapia z psem zapewnia równy komfort niezależnie od płci
Chociaż istnieje wiele badań wykazujących, że programy dogoterapii mogą poprawić dobrostan społeczny i emocjonalny danej osoby, w wielu z nich …
18 komentarzy
Bardzo ciekawy post!
Faktycznie, niestety wciąż po parkach chodzą psiarze, którzy mimo dobrych chęci, nie wiedzą jak podejść do problemu odpowiedniego spaceru, na którym pies się będzie mógł nieco wyszaleć, ale też wyciszyć, np. podczas krótkiego treningu czy zwykłego niuchania 🙂
Swojego psa nie spuszczam w miejscach zatłoczonych. Nie chodzi tu nawet o reagowanie na przywołanie, bo to jedna z rzeczy z których jestem dumna 😉 Jednak wiem że niektórzy ludzie po prostu boją się psów. Ponadto nigdy nie wiem jak zachowają się dzieci na widok psa. O ile niektórzy mają szczęście mieć psiaka kontaktowego, o tyle inni przez brak wiedzy mają psa anty kontaktowego… Gdyby pies ugryzł dziecko, wina byłaby co prawda obustronna (rodzice też mają obowiązek nauczenie dzieci szanowania obcych psów), ale jednak w sądzie jako właściciel agresywnego psa, sprawę bym przegrała.
Na szczęście mam psa który nie lubi się ode mnie za bardzo oddalać. Często gubię Zulę z oczu, by po chwili się przekonać że była tuż za mną. Jednak w nowych miejscach nigdy jej od razu nie spuszczam. Wolę najpierw zapoznać ją z nowym miejscem na smyczy, bo gdybym od razu puściła ją samopas, mogłaby chwilowo ogłuchnąć i zaszyć się w krzakach.
A co do chodzenia na smyczy i z amortyzatorem – dla mnie to zupełnie inny rodzaj spaceru! Absolutnie fantastyczny, bo choć mój pies jest za mały na ciągnięcie, to jednak wtedy obie jesteśmy na sobie skupione i jesteśmy od siebie całkowicie zależne 🙂 Ona skręca, ja skręcam. Ja skręcam, ona skręca 🙂
A w parkach narodowych jeszcze długo nie zniosą zakazu wchodzenia z psami. I póki polscy spacerowicze z psami nie nauczą się spacerowego savoir vivre, trudno mi się dziwić niechęci innych ludzi
Ostatnie zdanie niezwykle trafne! Mamy identyczne zdanie. Chcielibyśmy, aby więcej osób zaczęło myśleć podobnie. Dopiero, gdy w parkach i osiedlach psiarze pokażą, że można funkcjonować odpowiedzialnie będzie można próbować wpłynąć na zmianę ustawy dot. wprowadzania psów do parków narodowych.