Przyszła pora na rozstrzygnięcie trzeciej edycji konkursu Aktywny DOGtrotter! W pierwszej kolejności publikujemy pracę autorstwa Macieja Walaszczyka, który wybrał się ze Zmorą w węgierskie Góry Bukowe. Znakomita galeria zdjęciowa! Przedstawione fotografie powinny zachęcić sporo ludzi do wybrania się ze swoimi psami w ten region. Przyroda w Górach Bukowych, szlaki, pejzaże, przestrzenie, ale i urocze klimaty małych miejscowości ukazane w obiektywie Macieja zrobiły na nas ogromne wrażenie. Gratulujemy i czekamy na więcej takich przygód!
Każdy laureat otrzyma nagrodę książkową ( mapę, przewodnik lub dowolną publikację ) od firmy
Suchą oraz mokrąkarmę NATUREA PETFOODS oraz biszkopty dla psa lub VOUCHER o wartości 100 PLN.
Dużą smycz odblaskową firmy 3RD-POLE lub VOUCHER o wartości 50 PLN do zrealizowania zakupów w sklepie trzecibiegun.pl
“Góry Bukowe ze Zmorą”
Na pomysł wypadu w węgierskie Góry Bukowe wpadłem przypadkiem, na wieść że przyjaciele z Adventure: Globe jadą do naszych Bratanków, by wziąć udział w biegu Hungarian Ultra Trail. Dzięki nieodpartemu urokowi Zmory, udało mi się przekonać ich do wydłużenia trasy o Miszkolc, czyli punkt startowy czterodniowego spaceru, zahaczającego o wszystkie co ciekawsze miejsca tej grupy górskiej.
Góry Bukowe są jak na nasze polskie standardy dość niskie (nie przekraczają 1000m npm), ale bardzo dzikie. Garstki ludzi napotkaliśmy tylko w kilku bardziej popularnych turystycznie miejscach, zaś spotkań z dziką zwierzyną w postaci saren, jeleni i dzików mieliśmy całe dziesiątki. Prawie cały obszar gór pokryty jest piękną buczyną i dąbrową, których liście w maju miały dosłownie oszałamiająco soczystą barwę. Kolejną cechą, której byłem ciekaw, to ponad tysiąc jaskiń, z których spora część jest zwyczajnie dostępna i (teoretycznie) łatwa do zlokalizowania, co w praktyce okazało się nie do końca takie proste.
Plan na pierwszy dzień zakładał przejażdżkę klimatyczną kolejką wąskotorową, będącą lokalną atrakcją nie do przegapienia. Jako samotny turysta z psem wyróżniałem się mocno na tle wycieczek szkolnych i grupek dziarskich emerytów, ale reakcje współpasażerów na Zmorę były bardzo pozytywne. Następnie pomaszerowaliśmy znakowanym szlakiem Parku Narodowego Gór Bukowych, poprzez wysoko wyniesiony wapienny płaskowyż. Apropos znakowania – Węgrzy są bardzo kreatywni w wymyślaniu symboli wyznaczających szlaki, ale trzeba przyznać, że dysponując mapą kupioną na miejscu i rozglądając się w miarę uważnie – trudno się u nich zgubić. Trasę tego dnia dobrałem tak, by móc od czasu do czasu wyjść z lasu na szczyt pozwalający podziwiać okolicę, a dzień zakończyć w Barlangszállás (jaskinioszałasie) pod szczytem Cserepes-kő, jako że jeszcze nie miałem nigdy okazji nocować w tak oryginalnym (a zarazem bardzo przytulnym!) miejscu.
Następnego dnia zatoczyliśmy pętlę by zobaczyć kilka interesujących miejsc. Najpierw zeszliśmy do doliny rzeczki Szalajka, gdzie poza obejrzeniem wodospadów i jeziorek w których przeglądały się pochylone nad wodą buki, zaliczyliśmy też przymusowy postój w Muzeum Leśnictwa z powodu załamania pogody. W końcu po co moknąć, jeśli można odpocząć nieco bujając się z psem w hamaku? Przy okazji wspomnę, że mimo kilku intensywnych (ale krótkotrwałych) opadów, węgierska pogoda mile mnie zaskoczyła, bo mimo końcówki maja temperatury były iście lipcowe. Gdy niebo już się nieco przetarło ruszyliśmy dalej, najpierw zwiedzając Istállós-kői-barlang, czyli największą jaskinię na trasie wycieczki, a następnie zaliczając wieżę widokową na szczycie Balvány, gdzie (mimo deszczowej przerwy) udało się zgodnie z planem zaliczyć zachód słońca. Dzień zakończyliśmy rozpinając hamak na przygodnie napotkanym placu zabaw pośrodku niczego (sic!)
Trzeci dzień zaczęliśmy grubo przed wschodem, by na ponad trzydziestokilometrową trasę mieć zapas czasu na wypadek kolejnego załamania pogody. Wstające słońce pięknie oświetlające bukowy las w pełni wynagrodziło wczesną pobudkę. Rzeczony zapas czasu okazał się też nieoceniony, gdy (wbrew mojemu dotychczasowemu przekonaniu o dobrym oznakowaniu szlaków) udało mi się najpierw zgubić drogę, a następnie dość długo błądzić. Mimo tych niefortunnych wypadków pozytywne wrażenia z drogi zapamiętam jednak mocniej – zarówno marsz doliną rzeki Hór, przywodzącą na myśl najdziksze zakątki Bieszczadów, jak i penetracja napotkanych przypadkiem jaskiń, czy widoki rozciągające się z ruin zamku Ódorvar warte były tego nieplanowanego przecierania nowej ścieżki. Trzeba było jednak myśleć już o powrocie, toteż po ostatniej nocy (spędzonej w hamaku podwieszonym pod circa stuletnim dębem) i kolejnej wczesnej pobudce, stanęliśmy na szczycie ostatniej góry na trasie – Nagy-Eged. Z niej rozciągał się widok na cel naszej podróży – miasteczko Eger, w którym byliśmy umówieni z Kubą i Moniką na rendez-vous przed podróżą powrotną. Niestety wejście na położoną na niej wieżę widokową okazało się niemożliwe, ze względu na zdemontowaną najniższą sekcję schodów.
Na tym skończył się nasz pierwszy węgierski spacer. Udało mi się zobaczyć (a Zmorze poniuchać) naprawdę piękne góry, które zachwyciły mnie swoim naturalnym, łagodnym urokiem. Jeśli tylko masz możliwość – pomyśl o zobaczeniu ich na własne oczy, najlepiej ze swoim czworonogiem!
Tekst i foto Maciej Walaszczyk 2015
More from Aktualności
Wilki cierpią od chorób odkleszczowych
Wykorzystując metody molekularne naukowcy potwierdzili, że wilki w Polsce zarażają się różnymi patogenami roznoszonymi przez kleszcze. Najczęściej obecny jest u …
Terapia z psem zapewnia równy komfort niezależnie od płci
Chociaż istnieje wiele badań wykazujących, że programy dogoterapii mogą poprawić dobrostan społeczny i emocjonalny danej osoby, w wielu z nich …