Drugą nagrodzoną pracą w konkursie Aktywny DOGtrotter#3 jest opowieść “5000 kilometrów z “niewiadówką” i północniakami” autorstwa Adriana Domańskiego. Wspólnie z rodziną odwiedzili ze swoimi futrami mnóstwo miejsc w Polsce: od Bałtyku po same góry. Bardzo spodobało nam się podejście rodziny do spędzenia wolnego czasu z psami. Dostosowali auto do swoich i psich potrzeb, zakupili przyczepkę kempingową i wyruszyli na wspólna przygodę. Można? Można! Połączyli imprezy Pucharu Polski w Dogtrekkingu ze zwiedzaniem i odkrywaniem nowych miejsc. W tekście znajdziecie bardzo dużo przydatnych porad jak radzić sobie z psami na kempingach, jak podróżować z nimi w długich trasach, jak pokonywać górskie szlaki, a także jak się przy tym dobrze bawić. Niezwykle mocno gratulujemy całej rodzinie i życzymy jak najwięcej aktywnych podróży!

foto Adrian Domański
Każdy laureat otrzyma nagrodę książkową ( mapę, przewodnik lub dowolną publikację ) od firmy
Suchą oraz mokrą karmę NATUREA PETFOODS oraz biszkopty dla psa lub VOUCHER o wartości 100 PLN
Dużą smycz odblaskową firmy 3RD-POLE lub VOUCHER o wartości 50 PLN do zrealizowania zakupów w sklepie trzecibiegun.pl
5000 kilometrów z “niewiadówką” i północniakami
W ubiegłym roku postanowiliśmy zorganizować wszystko inaczej. Po pierwsze to głównie psy brały nas na wakacje. Po drugie zamiast szukać dachu nad głową, to my braliśmy go ze sobą, po trzecie zamiast jechać raz na wakacje zorganizowaliśmy łącznie siedem „dużych” wyjazdów. Drobniejszych wypraw było bez liku.
Skąd ten pomysł? Pies na wakacjach, czyli odwieczne pytanie właściciela: pies jedzie z nami czy zostaje w hotelu? Dla naszej rodziny odpowiedź jest jedna: psy jadą z nami. Od kilku lat to nie tylko odpowiedź, ale również podstawowy wyznacznik kierunków wypoczynkowych podróży. Jako szczęśliwi posiadacze jednej córki i dwóch suk: alaskana i husky – obie z zacięciem sportowym. Staramy się, aby bikejoring, canicross czy dogtrekking, to była ich codzienność. W 2015 roku zamiast szukać sobie wyzwań znaleźliśmy jedno: wystartować w którymś z cykli zawodów, które będą spełniać nasze wymagania. Warunki jakie sobie postawiliśmy były proste: startujemy całą rodziną, czyli dwoje dorosłych, 13-latka i suki. Wybór padł na Puchar Polski w Dogtrekkingu. Ubiegłoroczny obejmował sześć lokalizacji: Lubliniec, Złoty Stok, Wisznia Mała, Złoty Potok, Przesieka, Wisła. Dlaczego? Biegając, czy maszerując na co dzień z psami po nizinach, przestawienie się na spacery po górach stanowiło dla nas wyzwanie. Większość zawodów odbywała się na terenach, gdzie przewyższenia znacznie przekraczały te, z którymi mierzymy się na co dzień w Wielkopolsce. Poza tym organizatorzy przewidzieli kategorię rodzinną, a to było to czego szukaliśmy.
Od znalezienia celu do wyprawy jednak długa droga. Szybka kalkulacja wszystkich wyjazdów pozwoliła oszacować ich koszt na wyższy niż dwutygodniowe wczasy za granicą dla naszej trójki (o psach nie wspominając). Ponieważ potrzeba jest matką wynalazków wpadliśmy na pomysł zakupu niewielkiej przyczepy campingowej. Wybór padł patriotycznie na rękodzieło naszych rodaków z Niewiadowa. Tylko, że zakup taniej i na chodzie przyczepki okazał się być wyzwaniem. Lekkie kempingi są popularne jako stróżówki dla ochroniarzy, ale znaleźć taką na chodzie było już trudniej. Po miesiącu wydzwaniania, w końcu udało się. Zdobyta przyczepka od razu trafiła do mechanika: wymiana osi, poprawienie świateł, a następnie została poddana rękodziełu niżej podpisanego, aby odciążyć ją ze wszystkich niezbędnych w czasach PRL gadżetów, typu maszynka gazowa, zlew, niektóre meble. Koszt całej operacji około 3500 złotych.
Przyczepkę testowaliśmy na trasie w poprzek Polski: spod Poznania do Olsztyna. Długi majowy weekend psy spędziły na podziwianiu miasta i jego najbliższej okolicy, mieszkając przy kempingu. Zamoczyły łapy w pięknych jeziorach i pokonały kilka górek w czasie porannych biegów na przebudzenie. Odwiedziły jeden z miejscowych hoteli poznając najlepszych kucharzy w Polsce w czasie Kulinarnej Majówki w Olsztynie. Zasadniczo wyjazd był bardzo wypoczynkowy, chociaż łapy i nogi zrobiły całkiem sporo kilometrów. Niewiadówka przeszła test bojowy.
Pojechaliśmy nią dopiero na drugie zawody w cyklu Pucharu Polski. Pierwsze, kwietniowe wyścigi, zaliczyliśmy nocując w agroturystyce. W tym miejscu mała uwaga. Generalnie szukając miejsc na wakacje, w których czworonogi są akceptowane, warto zamiast w wyszukiwarce wpisywać „nocleg z akceptacją zwierząt” wpisać „agroturystyka” w okolicy, która nas interesuje, a potem dzwonić. Właściciele takich ośrodków, zadziwiająco często nie wpisują na swoich stronach www, że psy są mile widziane. Kiedy nie znajdziecie ani agroturystyki, ani kwatery, do której możecie wziąć psy, sprawdźcie w wydziale promocji (turystyki) najbliższej gminy, albo dzwońcie po sołtysach z pytaniem kto wynajmuje pokoje. W Lublińcu pokonaliśmy 25 kilometrową trasę, zapoznając się z tym, jak wygląda dogterkking zorganizowany z zacięciem sportowym. Trasa pokonana rekreacyjnie, mimo doświadczenia, dała nam nieźle w kość. Mimo zaprawy, czy to emocje, czy obecność takiej ilości zawodników (dwu i czteronożnych) poczuliśmy tę trasę w nogach.Fantastyczna atmosfera zawodów pozwalała jednak szybko zapomnieć o trudach szlaków.
Kolejny na naszej liście startów był: Złoty Stok. Sudety, jak i inne góry mają jedną wadę, ciężko w nich z kempingami i polami namiotowymi. Nie mniej jednak stosując wyżej wymienioną metodę udało nam się znaleźć malownicze miejsce na ustawienie naszego domku na kółkach i po raz pierwszy sprawdzić, jak uda się zorganizować noclegi z psami. Z racji siły naszych zwierzaków na tę okazję przygotowałem im specjalny stake-out. Dotychczas okazjonalnie parkowaliśmy suki przy użyciu wkręcanych „palików” na smyczach. Tym razem postanowiłem dać im więcej przestrzeni w nocy (założenie było takie, że psy śpią na zewnątrz – trzyosobowa przyczepka jest dość ciasna), niestety na miejscu okazało się, że oprócz naszych suk na terenie wokół stawu rybnego biegają luzem jeszcze piękny doberman i labrador, które na tyle rozochociły nasze stado, że nie zajęło im wiele czasu urwanie stalowej linki na jednym z łączeń, kiedy próbowały do towarzyszy dołączyć. Poza tym psy mieszkające w domu, ani myślały spać na zewnątrz kiedy ich ludzie zamykają się w jakimś luksusowym wnętrzu. Wpuszczone do środka, po serenadzie pożegnalnej, szybko zajęły stanowiska. Mniejsza suka – Luna natychmiast wgramoliła się pod dwuosobowe łóżko, większa – Tara postanowiła czuwać przy drzwiach. Rankiem, po pierwszej nocy okazało się, że warta, to nie jest jej powołanie i obudziliśmy się ze suką w nogach łóżka. Coś o starcie? Złoty Stok to było wyzwanie, zwłaszcza z psami, które są uczone nawyku ciągnięcia, kiedy czują szorki na sobie. O ile w podejściach zwierzak w szelkach upięty do pasa maszerskiego potrafi naprawdę pomóc, o tyle zejścia – zwłaszcza te kamieniste i strome – okazywały się być prawdziwą kaźnią dla nóg człowieka dającego odpór maszynom do ciągnięcia. Z perspektywy czasu jestem pewien, że start kogoś nieprzygotowanego w takich zawodach, nawet w formie rekreacyjnej z psami mającymi zacięcie do ciągnięcia – może się źle skończyć. Uważajcie więc i bez odpowiedniego treningu nie porywajcie się na takie wyzwania.
Następna wyprawa zaprowadziła nas pod Wrocław tam również było kiepsko z miejscami do zaparkowania przyczepki, ostatecznie lokalizację znaleźliśmy około 10 kilometrów od Wiszni Małej, za to w bardzo urokliwym ośrodku…, w którym czas zatrzymał się gdzieś w 1988 roku. Nauczeni doświadczeniami Sudetów, psy przygarnęliśmy od razu do kempingu, zwłaszcza, że pogoda była strasznie deszczowa, a mokry pies na starcie czy w czasie podróży samochodem, to nic fajnego. Właśnie. Podróż samochodem. Po przyjęciu pod dach pierwszej suki, przy pierwszej wymianie samochodu na… kolejny (nie napiszę, że na nowy, bo bym skłamał) podstawowym warunkiem, który musiał spełniać była dogodność przewożenia psów. Wybór padł na renault kangoo, z którym do czynienia mieliśmy wcześniej zabierając psy na wyprawy (po prostu pożyczaliśmy taki). W Wiszni Małej jedyny raz rozdzieliliśmy się na starcie, to znaczy panie pomaszerowały z malamutką, pan pobiegł z husky na trasę mida (średnią, w tym wypadku 25 kilometrów z niewielkimi przewyższeniami, a po pogubieniu się pana z suką na liczniku wyszło grubo ponad 30 km).
Najciekawszym doświadczeniem był start w nocnej edycji dogtrekkingu w Złotym Potoku. Znowu góry i to w dodatku po ciemku. Ten wyjazd wymagał dodatkowego wyposażenia, typu latarki czołowe itp. Marsz w nocy z psami, przypominając to o czym już pisałem, po pagórkach Jury Krakowsko – Częstochowskiej, co tu kryć do najłatwiejszych nie należał, zwłaszcza jeśli po drodze oprócz skupienia się na utrzymaniu psa, trzeba uważnie patrzeć pod nogi na niekiedy stromych ścieżkach, do tego szukając kolejnych punktów kontrolnych. Polecam. To jest coś co trzeba przeżyć. Zwłaszcza, kiedy dzień po ukończeniu zawodów zwiedza się trasę za dnia i widzi, że poszukiwany przez dwie godziny przez połowę stawki punkt kontrolny jest kilkanaście metrów od szlaku… W Jurze zatrzymaliśmy się najdłużej. W najupalniejszym tygodniu lata tropiliśmy zamki na Szlaku Orlich Gniazd. Ze względu na upały, zamiast dwóch – trzech długodystansowych marszów postawiliśmy na objazdówkę i krótsze wycieczki. Psy testowane w warunkach tropikalnych narzekały mniej niż dwunogi. Ochłody szukały w każdym strumyku i stawie, począwszy od źródeł Warty, a skończywszy na basenach kąpielowych.
Ostatni wyjazd cyklu, na który udało nam się dotrzeć to start w Karkonoszach. W Przesiece udało nam się znaleźć miejsce pod kemping dzięki organizatorom Pucharu Polski w Dogtrekkingu, którzy podpowiadali, gdzie będzie można rozbić namiot. Start po skalistych szlakach, nie ma co kryć, był ciężki. Nie tylko dla ludzi, ale też dla psów. Nasze bestie na co dzień nauczone do biegania ciągnąc np. rower po różnych nawierzchniach dawały radę, jednak jeśli wybieracie się w góry z niezaprawionymi w bojach psami, liczcie się z obrażeniami łap u swoich pupili, o ile – oczywiście – nie zabezpieczycie ich. Nasze suki świetnie się sprawdziły w startach jak podczas wędrówek po Jurze czy Karkonoszach, już na pełnym luzie bez numeru startowego na piersi.
Ze względów logistycznych nie udało nam się wystartować w finale PPD. Za to w międzyczasie pojechaliśmy nad morze. Bałtyk konkretnie. Od kilku lat nasze ścieżki prowadzą na Mierzeję Wiślaną, jedyne miejsce, w którym możemy z psami biegać od morza przez „góry” nad „jezioro”, w dodatku odkryliśmy tam genialne miejsce, w którym spotkać można ludzi, którzy kochają psy. W tym roku z racji ilości wyjazdów postawiliśmy na środkowe wybrzeże i w ten sposób zakotwiczyliśmy w Ustroniu Morskim, na kempingu, który po wyprawach na południe kraju był trochę, jak Pola Elizejskie w szczycie turystycznym. Największą jego zaletą była obecność psiarzy na terenie i wylewne wręcz przyjęcie gospodarzy każdego gościa z czterołapymi. Nie było za to mowy o upinaniu psów na zewnątrz, z obawy, że zostaną rozjechane przez samochody krążące po polu namiotowym. Kilkaset przyczep, kamperów, setki dzieci, dziesiątki psów, dopiero wtedy cieszyliśmy się, że nasze zwierzaki są obyte z obecnością obcych ludzi czy zwierząt. Na marginesie. Nad morzem poznaliśmy najbardziej egzotycznego psa, jakiego dane nam było widzieć po różnych doświadczeniach z rasami. Nad polskim Bałtykiem spotkaliśmy sporego kundela z Kijowa, adoptowanego przez… rodzinę berlińczyków, psiarzy którzy wędrowali po Europie ze swoim adopcyjnym kenelem.
Rzecz o podróżowaniu. Nasze suki są specyficzne, jedna uwielbia jeździć samochodem, druga cierpliwie to znosi. Stąd problem. W interesie pierwszej dobrze jest często stawać na popasy, spacerki itp. druga czasami nawet wysiadać nie chce na spacer po drodze. Czuje, że to jeszcze nie ten adres i chce (chyba) jechać dalej, żeby jak najszybciej dotrzeć na miejsce. Stąd przyjęta strategia podróży: do trzech godzin jazdy (o ile fanka jazdy się tego nie domaga) unikamy postojów. Jeśli panują upały, to zasadę i tak trzeba łamać, bo postoje są konieczne dla pojenia zwierzaków.
Wyposażenie na wyprawy dogterkkingowe. Obowiązkowo pas maszerski, amortyzatory, lub smycze amortyzowane, szelki (używamy sleedów, które służą im także do ciągnięcia roweru, sań). W góry warto zabrać ze sobą opatrunki i buty na psie łapy. Nam się nie przydały, ale różne przypadki widzieliśmy na szlakach. Oczywiście także miska i woda oraz jedzenie, chociaż – uwaga – wodę dla psów taszczoną po górkach i pagórkach wydobywaliśmy z plecaka tylko raz w czasie prawdziwych upałów. Dlaczego? Wszystkie trasy prowadziły przez okolice, które nawet w czasie gorącego roku 2015 obfitowały w wodę. Nasze psy nauczone do kilkunasto kilometrowych i dłuższych biegów, po których są pojone lub mają jeden postój na napicie się, zadowalały się wodą z potoków czy przydrożnych rowów, wody z plastiku zwyczajnie pić nie chciały mając taką alternatywę. Podobnie z karmą. Nasze suki uczymy, że po pracy na mecie dostają „coś lepszego”, najczęściej surowiznę, dlatego trudno oduczać je tego w czasie zawodów dokarmiając je co kilometr. Wracając do wody. Przygotowując trasę wyprawy warto sprawdzić czy nie obfituje w takie naturalne poidła.
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
- foto Adrian Domański
Koszt wyposażenia na początek powinien zamknąć się w 200 złotych dla jednego psa, chyba że chce się inwestować w drogie marki. Koszty noclegów (od 3 dni do 7) zaczynały się kwotą 6 złotych za osobę za noc do 15 złotych na osobę. Do tego doliczyć też należy inne opłaty (liczy się rozmiar przyczepki, parking dla samochodu, opłata za psy – ale to nie wszędzie). Oczywiście na zawodach płaci się również opłatę startową, za którą w zależności od organizatora (podobne zawody odbywają się w całej Polsce) oprócz opieki na starcie, mecie i trasie można się posilić czy otrzymać upominki, ale to już rzecz drugorzędna.
Tekst i foto Adrian Domański 2015
More from Aktualności
Wilki cierpią od chorób odkleszczowych
Wykorzystując metody molekularne naukowcy potwierdzili, że wilki w Polsce zarażają się różnymi patogenami roznoszonymi przez kleszcze. Najczęściej obecny jest u …
Terapia z psem zapewnia równy komfort niezależnie od płci
Chociaż istnieje wiele badań wykazujących, że programy dogoterapii mogą poprawić dobrostan społeczny i emocjonalny danej osoby, w wielu z nich …